Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wie pani, że to nudna rzecz ta kanwa... to chyba na spowiedzi za pokutę się zadaje?
— Do wszystkiego się można przyzwyczaić! — szepnęła gorączkowo się spiesząc ze strachu panna Julia.
— I do kanwy? tego nie wiedziałem, mówił cicho Oleś. Pani bo nadto jesteś posłuszną, a hrabina zbyt wymagającą. Jabym kanwę porzucił w kąt, a poszedł biegać, śpiewać, śmiać się.
Julia z obawą spojrzała ku St. Flour, ale ta siedziała daleko i była zajęta jakąś książką, a do rozmowy Julki nie przywiązywała najmniejszego znaczenia.
Wzrok hrabianki skierował się potem na Olesia, i poczęła cicho:
— A kiedy kto biegać nie umie, bo zawsze chodził... na pasku — śpiewać się boi, oprócz w kościele, śmiać się mu zakazano i nie ma czego? Cóż ma robić? szyje na kanwie.
Oleś popatrzał na nią smutnie...
— Nie chce mi się pani buntować, boby mnie ztąd wypędzono... ale...
— Niech się pan nie daje wypędzać — żywo odezwała się hrabianka — mnieby żal było go nie widzieć...
Dokończywszy spuściła oczy... St. Flour wstała i zbliżała się, Oleś siedział zdumiony i jakby przelękły.
Julia wydawała się dziewczątkiem, które dwóch słów sprządz nie potrafi. Zbliżenie się p. St. Flour miało też na celu, aby przyjść w pomoc nieszczęśliwej Julii, o której bojaźliwosci guwernantka była najmocniej przekonaną. Chęć starczyła za skutek, bo prawie w tej samej chwili otworzyły się drzwi i ksiądz Maryan wszedł z hr. Emilem.
Nie wiedział on o przybyciu gościa, którego konia odprowadzono od ganku, i to jedno tłomaczyło, raz na zawsze bowiem hrabina go prosiła, aby unikał towarzystwa Olesia... dla jej syna...