Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

St. Flour miała czas wrócić, nim się na nowo rozpoczęła rozmowa. Usiadła na taburecie opodal, szukając oczyma zwierciadła i poprawiając stroju, który był zamłody, zajaskrawy, a nie ładny... Mnóstwo świecidełek go krasiło... Ogromna kamea spinała wstążkę pod szyją, piękny łańcuszek utrzymywał zegarek u pasa, na palcach, nie dosyć kształtnych, ale opracowanych znakomicie i z wielką sztuką, z glansowanemi paznogciami długiemi, świeciły olbrzymich rozmiarów pierścionki.
Ksiądz Maryan z widocznem staraniem, które do zbytku było uderzającem, spuszczał oczy, unikając wejrzeń p. St. Flour, które żwawo biegały, ale nie zdawały się grozić żadnem niebezpieczeństwem...
Blask, któremi połyskiwały, żywy wprawdzie, miał coś z natury tego ognia, którym próchno jaśnieje... świecił, a nie palił wcale.
Właśnie drzwi sali jadalnej, w której zastawiona była herbata, otwierał stary kamerdyner, gdy od sieni wszedł wyprostowany, w rajtroku, ubrany bardzo prawidłowo, z chusteczką w kieszonce na piersiach umieszczonej, spodziewany od dawna hrabia Emil...
Był to młody panicz, wybornie wystylizowany, sztywny, ukrochmalony, baczny na każdy ruch, aby, broń Boże, naturalnym nie był, niezmiernie przyzwoity, — twarzy młodej, ani ładnej, ani brzydkiej, trochę do siostry podobny, a nic a nic do matki... W nim może było więcej życia niż w hrabiance Julii, ale ono starannie się ukrywało i było pokryte takim werniksem nie przebitym, że się bardzo rzadko zdradzało.
Dosyć słusznego wzrostu, kształtny, hrabia Emil miał już w postawie i ruchach ten rodzaj pańskiej dumy, która, przy najpiękniejszych formach — wyszukanej grzeczności, odpycha i trzyma istoty drugorzędne w oddaleniu.
Zbliżając się jednak do matki, hrabia zmiękł jakoś, uśmiech był na porządku dziennym, i przyszedł ją w rękę pocałować, z czułością, która podobną by-