Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kobieta sama jedna siedząca w fotelu, z książką na kolanach, zapatrzona gdzieś w dal, zdała się zapominać upływający czas, — myślała. dumała, nieporuszona, a ani czoło białe i gładkie, ni usta pół uśmiechnięte, nie zdradzały dum... W błogim spokoju spoczywała, napawając się życiem... Nagle, głębokie westchnienie wyrwało się z jej piersi, obudziła się, wyprostowała, pogładziła włosy, pochwyciła książkę, która się zsuwać zaczęła, i obejrzała po pustym salonie. Mrok nadchodzący dopiero teraz dał się jej uczuć, bo maleńki zegareczek podniósłszy od pasa, poszukała na nim godziny...
W domu panowała cisza.
Na maleńkim stoliczku obok, był piękny dzwonek bronzowy; po namyśle ujęła go ręką białą — potrzymała chwilę, i lekko, słabo zadzwoniła... Chód się dał słyszeć od przedpokoju, wszedł czarno ubrany kamerdyner, mężczyzna nie młody, surowego oblicza, w białej chustce na szyi.
Kobieta zwróciła zwolna twarz ku niemu...
— Nie wiesz, gdzie panna Julia? — spytała...
— Zdaje mi się że jest z panią St. Flour na przechadzce...
— I dotąd nie powróciły?
— Kamerdyner ruszył się, aby przekonać o tem....
— A Emil?
— Jeśli się nie mylę, wyjechał konno.
— Sam?
— Wziął z sobą ze stajni kogoś.
— A ksiądz Maryan?...
— Musi być u siebie...
Wszystkie te pytania, powolnie, spokojnie były zadawane, kamerdyner odpowiadał na nie z uszanowaniem wielkiem i równym spokojem; a miał już, dla sprawdzenia tych wiadomości zapewne, wyjść, gdy we drzwiach od drugiego pokoju zaszeleściła suknia,