Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

koronkową narzutkę, dłoń na której się opierała, z posągu zdała się odjętą.
Znać też wiedziała o tej piękności swej kobieta, bo choć była sama w salonie, choć zamyślona siedziała, instynktowo przybrała pozę malowniczą, nie wyszukaną, nie wymuszoną, a pełną wdzięku wrodzonego, które istoty wybrane przynoszą z sobą od kolebki, a zachowują — do grobu.
Od koronkowej narzutki począwszy, do wystającego z pod sukni trzewiczka, wszystko co okrywało ją, było najstaranniej dobrane i niezwyczajne nie spospolitowane... Strój pochodził z najwykwintniejszego źródła mody, choć surowo chciał być prostym i skromnym...
Salon i jego pani doskonale się godzili z sobą. Mieszkanie urządzone było ze smakiem, a bez blasku; piętno szczególne miał ten pokój, niepodobny do tych pospolitych i wszędzie jednych bawialni, które przypominają hotele wytwornością i trywialnością swoją.
Sprzęty w większej części były stare, na konsolach widać było ciekawe dzieła kunsztu, na ścianach obrazy w ramach nie błyszczących. W jednej stronie na ładnej sztaludze stał śliczny krajobraz, perła zbioru, ulubieniec pani zapewne. Złoto, którego dziś tak nadużywają dekoratorowie. tu świeciło swą nieobecnością, a drewniane rzeźby nie należały do tych wyrobów tandetnych, które już też spowszedniały. Na starożytnej szafie dwa japońskie wazony, w blasku wieczoru może najjaskrawiej występowały... U drzwi portiery, w oknach draperie, potrafiły także nie być podobne do tych, które tapicerowie zawieszają, była w nich fantazya artystyczna, która, czy pani czy komuś co dom urządzał, musiała być właściwą. Nawet kwiaty w koszu i u okien, i różnobarwnych liści rośliny, — ze staraniem i wyborem były ustawione... jakby mieszkańcy tego pieszczonego salonu sami się o to troskali.