Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chwili jednak widząc, że o tem nikt nie myśli — zamilkł, otrzymawszy łatwe zwycięztwo. Wtem Micio począł nalegać, aby złożyć choć jeden tur wista we czterech. Słabo się temu opierał gość, konie mogły postać na szosie, przeniesiono się więc do drugiego pokoju, gdzie już stolik, świece, karty i kredka leżała nagotowana. Służący gospodarza pilno zawsze czuwał nad tem i nad nową talią do gry, od której podatek pobierał.
Zaczęto przy grze o czem innem. Wiskioświadczył, że się spotkał wypadkiem w austeryi z Zellerem, który wracał z nowo nabytego majątku — i sam szukał znajomości z tak interesującym ze wszech miar człowiekiem. Ciekawość odmalowała się w oczach wszystkich, i poczęty wist o mało na tem nie szwankował.
— Zmiłuj się, toś szczęśliwszy od nas wszystkich! jakżeś go znalazł? jak wygląda?
— Powierzchowność bardzo prosta — rzekł Wilski — twarz podstarzała i zmęczona, nieco z cudzoziemska wygląda i znać w nim kogoś, co za biurkiem spędził życia część znaczną...
Zresztą... bardzo miły, bardzo przyzwoity, bardzo słuszny człowiek!
— A byłem tego pewny — skonkludował Micio stary — kto się majątku takiego dorobił, musi w sobie mieć coś niepospolitego.
Oleś wybuchnął śmiechem i przepuścił renons.
— Kochany gospodarzu — zawołał — hołdujesz przesądom, ja utrzymuję, że kto majątek traci, ten coś niepospolitego ma w sobie, choćby odwagę pójść z torbami i umrzeć pod płotem.
Kanonik ze swojego stanowiska, zapatrując się na kwestyę, wszystko odniósł do Boga i Opatrzności.
Jakoś i gra i rozmowa i humory osób dnia tego, nie mogły się rozwinąć swobodniej i weselej. Oleś, zwykle wesół, coraz był kwaśniejszy i bardziej podrażniony, bił swoje własne lewy i skarżył się na ból głowy. Ziewał spazmatycznie, co kanonika nabawiało także ziewaniem nieprzyjemnem. Gdy Wilski się ru-