Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasy do miodu i to był królewski miód!
Wyrwicz smakował w drugiéj szklance.... rozparł się na stole.
— Miód dobry! począł łykając, i szczególniéj dla ludzi podżyłych zdrowy... Takiego jednak jak ten, tom jeszcze nie pił... dziwny! dziwny! I za czasów kiedym jeszcze służył wojskowo, dopóki nogi nie złamałem, mówił daléj, staliśmy raz w Słonimskiém w Rożance Sapieżyńskiéj. Tam tedy fama była o miodach cudownych, ale do nich nikt się i ze starszyzny dobrać nie mógł. Przyznam się panu, korciło mnie strasznie, aby też poprébować co tam tak osobliwego... bo cuda prawiono o piwnicach sapieżyńskich... Otoż jakoś poznałem się z ogrodnikiem, a przez niego różnemi drogami doszedłem do piwniczego książęcego, który mnie jednéj niedzieli, pod wielkim sekretem, na największą łaskę zaprowadził do lochów... Tych panie lochów jako żyw nigdy nie zapomnę... Chodziliśmy po nich jak po mieście... izb bez końca... wszystko w wielkim porządku... win ogrom, miodów całe beczki na łańcuchach wiszące... butelek różnych przysadzistych, cienkich, małych, gąsiorów, flasz... lasy panie! A porządki jak w bibliotece!... napisy, lata... numera... słowem cuda... Szacowano te piwnice na krocie... Gdyśmy już mieli z tego kwartału wychodzić gdzie same miody były, powiada piwniczy: „A żebyście na całe życie pamiętali żeście miód sapieżyński pili, dam wam po lampce najstarszego... który pamięta Władysława i Cecylię Renatę...” Dobył tedy kubek z murka... i z wiel-