Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sam usiadł w drugim końcu... szklanka przygotowana wyraźnie była dla gościa przeznaczona...
Wyrwicz powrócił wkrótce z drugą popłókaną świeżo, co dowodziło, że z niéj jeszcze wody reszty ściekały... a Czokołd skwapliwie ją dla siebie napełnił... i rękę wyciągnął dla uderzenia w obie z panem Wyrwiczem. Ceremonię tę z pewném uszanowaniem dla tak dostojnego winowajcy spełnił Wyrwicz... i ujął swą porcyę prowadząc do ust.
Więzień siadł spokojnie na łóżku ze szklanką, Wyrwiczowi wskazując krzesło... Ponieśli napój do ust...
— Ależ to bo miód! zawołał Czokołd — aż zdębiał.
Wyrwicz skosztował i skrzywił się nieco.
— Trochę zdębiał, tak ściąga...
— Trzeba go duszkiem pić... dodał Czokołd, pierwsza szklanka zawsze się tak wydaje... na zdrowie...
Wychylili tedy obaj, a Wyrwicz aż się wstrząsnął... ale tuż szlachcic mu drugą nalał i woła:
— Zapić! zapić! zobaczycie, że już druga się tak nie wyda! Ja te stare miody znam... to tak, tak zawsze... Czyż wy o tém nie wiedzieliście? Wyrwicz skosztował i wielce się zdumiał.
— A prawda! zawołał — osobliwsza rzecz... ten sam miód a w smaku nierównie łagodniejszy... tylko mu jakiś zapach został... szafran nie szafran.
— Waćpan wiesz, rzekł więzień, szafran to rozweselająca ingredyencya... dodawano go w owe