Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z serca głębi — odpowiadając na nie pół słówkiem... stolnik nie miał męztwa dotąd paść jéj do nóg i wyrzec wielkiego słowa, które mu wargi paliło. Błogosławił tylko proces wdowy i i łakomstwo familii, które ją ze wszystkiego wyzuwszy, rzucało w jego objęcia... Ale jakże tu się było oświadczyć, widząc na niéj żałobę, a nie mając jeszcze rozwodu?...
Stolnik z owego spokojnego, błogiego pożycia z Teklunią, któréj fantazye dodawały tylko smaku jaśniejszym chwilom — rzucony teraz został w odmęt trudów, trosk, ludzi, wydatków i niespodzianek. Nic mu przykrzejszego być nie mogło, bo choć energicznie często rady sobie dawał i nie cofał się przed żadnym obowiązkiem, wzdychał wszakże do egzystencyi zegarowéj, która mu była najmilszą. Obudzić się rano, zapytać Gomółki otwierającego okiennice — co tam na dworze? wstać i wynijść na ganek do dobrego śniadania, chłopaka wziąć na kolana, na czole żony złożyć pocałunek prędko przez nią otarty chusteczką, przejść się po ogrodzie, po polu z rękami w kieszeniach, przejechać na stępaku, zajrzeć do stajni, pogawędzić z ludźmi w oborze i na toku, wrócić do dobrego obiadu, którego exordium dwa razy w tydzień krasny barszczyk z uszkami stanowił — spocząć w krześle po spożyciu tego daru bożego, znowu się pobawić z dzieciakiem, cza-