Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postne, wcale jéj nie przyjęto, popasać musiała w karczmie lub spocząć w oficynie, w któréj był rodzaj foresteryum, i wracać z niczém do domu. Tym razem gdy przystąpił do karety podstarości, wychyliła się ku niemu zapłakana Teklunia, i głosem błagającym odezwała się do niego:
— Proszę was, bardzo proszę, powiedzcie matce méj, że ja w nadzwyczaj ważnym interesie widzieć się z nią muszę. Mój drogi panie podstarości, bardzo pana proszę... powiedz, że koniecznie potrzebuję się zobaczyć.
Stary się popatrzał, mruknął coś i odszedł. Dobry kwadrans minął, nim powrócił z odpowiedzią, iż starościna kończy nabożeństwo nowennowe i za kilka minut wyjdzie do sali.
Pieszo wyszedłszy pani stolnikowa, przeszła powoli do dworu.
Usiadła ledwie w sali oczekiwać na matkę, gdy cicho, powoli, stąpając kroczkami ostrożnemi z pobocznych drzwi wyszedł podżyły mężczyzna, którego ubiór zdradzał osobę duchowną, chociaż krojem zdawał się zbyt oznaczonéj formy unikać. Mały, przygarbiony, nieco chudy, suchy, żółty, delikatny, człowieczek ów miał minę uśmiechniętą, dobrą, serdeczną, pokorną, ręce zacierał, oczka mu się małe uśmiechały, usta także. Widocznie chciał się okazać tak nieszkodliwym i niemogącym wzbudzić naj-