Nazajutrz przy śniadaniu oświadczyła stolnikowa kwaśno, że matka jéj chora, że od niéj odebrała wezwanie pilne, i że na parę godzin wyjechać musi. Ubrała to postanowienie wyjazdu jakoś tak przyzwoicie, że ujść mogło, a przybyła Marysia nadto miała trosk własnych, aby cudze uczucia zbyt badać była skłonna. Stolnik zmilczał. Kazano konie zaprzęgać. Czokołd zobaczywszy je, poszedł chyłkiem spytać kto i dokąd jedzie? Powiedziano mu, że pani; ucieszył się. Nie czekając obiadu, z lekka pożegnawszy gościę i męża, Teklunia wsiadła do powozu. Całą drogę rozmyślała nad swém położeniem, znalazła je nieznośném, siebie najnieszczęśliwszą z kobiet, wypłakała się przez drogę nad tą dolą, i gdy naostatek pod wieczór powóz stanął u wrót znanego nam dworu starościny, oczy miała czerwone i najmocniejsze przekonanie iż pod słońcem nie było istoty skazanéj na straszniejsze losy.
Do dworu starościny, nawet własnéj jéj córce przystęp był wzbroniony wprost, ulegał on formalnościom pewnym. Powóz żaden nie zajeżdżał w dziedziniec, stawał przed bramą, chłopak biegł po podstarościego, który wychodził, gościa przyjmował i szedł do pani z oznajmieniem i pytaniem czy go chce widzieć.
Z téj twardéj reguły nie była wyjęta pani stolnikowa; parę razy nawet gdy trafiła w dni
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/201
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.