Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/559

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dział co myśleć, a wściekłość go porywała. Rad nie rad wszakże pojechał tego dnia spocząć w dobrém towarzystwie, a nazajutrz dodnia w zapłaconym przez siebie wagonie drugiéj klasy z dwoma aniołami stróżami i opieczętowanym zbiorem dokumentów wyruszył w drogę do stolicy. Mamyż mówić i o tém, że nikt po nim nie płakał? wielu jednak na wieść o wypadku niezmiernie się dziwiło i ramionami ruszało. Komu tu już wierzyć! szeptano, wszakże on uchodził za... szpiega!...


Jednego wieczora, gdy jenerał swym zwyczajem leżał obrócony do ściany, na korytarzu dał się słyszeć chód kilku osób, klucz obrócił się we drzwiach, otworzono je i, wśród mroku podniósłszy oczy, ujrzał przed sobą dwie osoby stojące... Niepodobna ich było rozpoznać. Bliżéj drzwi będący wojskowy, poszeptawszy coś z przybyłym... dziwnie jakoś przybranym, wyszedł natychmiast i zamknął za sobą...
W téjże chwili stojąca postać podbiegła do tapczana, upadła na kolana i z płaczem zawołała:
— Stanisławie Karłowiczu! jak to, wyście mnie nie poznali? wy... swéj Maryi... Serce wam nie powiedziało, że ona wszystkie zapory przełamie i przyjdzie...
Jenerał zerwał się z posłania, usłyszawszy ten głos... ale siły go zawiodły, ręką musiał się oprzeć o ścianę... wybladła jego, schudzona, zarosła twarz, na