— A! Stanisław Karłowicz, zawołał — nareszcie! ja umyślnie przybyłem was pożegnać i znaleść nie mogłem...
Wczoraj dopiero na balu dowiedziałem się o waszym wyjeździe... A że on nic innngo nie oznacza, tylko nowy awans i wywyższenie, winszuję wam, winszuję... winszuję.
Przenikliwemi oczyma zmierzył jenerała, ale ten milczący siedział, zamknięty, skłonił głowę, zamruczał coś, nie odpowiedział nic.
— No, i jakże i jakże rozstaliście się z Maryą Pawłowną? hę! zapytał natarczywy prześladowca... To dziwna rzecz, że jéj tu nie ma! Oczom mi się wierzyć nie chce? hę? czyżby już siedziała w wagonie? Nie? Więc zostaje? czy gnać za wami drugim pociągiem? kiedy?
Jenerał wielkiéj ochoty do odpowiadania znać nie miał.
— Wiecie, Arsenie Prokopowiczu, rzekł jakby z musu — że rozkaz rządowy dla żołnierza to rzecz święta... Odebrałem go wczoraj w nocy... dziś rano jadę.. nie było czasu umawiać się z Maryą Pawłowną... Co postanowi, nie wiem.
— Cha! cha! cóż to mi mówicie? zawołał przyjaciel — a to doskonałe! macie mnie za dziecko, za prostaczka, za głupca! dalipan to obelga! myślicie, że już nawet nie wiem co wczoraj na balu robiła! Ale dwór
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/272
Wygląd
Ta strona została skorygowana.