Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

O mroku zimowym dworzec kolei był wszakże ożywiony niezmiernie, cisnęli się nań zewsząd ludzie... a tu znowu fizyognomia pociągu odchodzącego do Warszawy miała właściwy charakter. Najdziwniejsze postacie przepełniły dworzec sam, sale i pchały się do wagonów.
Obok wysyłanych adjutantów wiozących rozkazy... cisnęli się jacyś ludzie, których zajęcia, stanu, przeznaczenia nie podobna było z powierzchowności odgadnąć... Niektórzy z nich zdawali się do jakichś zamaskowanych urzędników podobni, inni widocznie starali się stać nieodgadnionymi. Wyglądali na kupców niby... na komisantów handlowych, na kancelistów podejrzanych... Wszystkim zdawało się być pilno razem, straszno, czegoś wesoło i czegoś trwożno... Znać ciągnęło tam coś ponętą a odstręczało niebezpieczeństwem...
Jenerał ze starym Maciejem przybyli aż nadto wczas... Stanisław wrzucił do puszki pocztowéj parę listów na odjeznem... I jego twarz była zafasowaną a smutną...
Usiadł w przyciemnionym kątku sali i czekał... ale zaledwie znalazł ten przytułek od ciekawych oczów, gdy z pospiechem wcisnął się, szukając kogoś po kątach, mężczyzna w futrze i urzędniczéj czapeczce. Był to nieunikniony Arsen Prokopowicz. Musiał już być uwiadomiony o wyjeździe jenerała, gdyż zobaczywszy go z rozjaśnionemi oczyma przypadł ku niema... Stanisław musiał użyć wszelkiéj, jaką miał nad sobą mocy, aby... nie okazać najmniejszego zniecierpliwienia ni wzruszenia.