Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po szalonym pędzie, jakim doróżka przelatywała ulice, nagle woźnica stanął... W ulicy téj było cicho, samotnie, a dom cały, przed którym się powóz zatrzymał, wyglądał czarno i pusto... Powożący domyślił się zeskoczyć z kozła i zadzwonić..
Dzwonek wśród ciszy rozległ się donośnie raz i drugi... ale zdawało się, że nikogo w domu nie ma.. Pani ciekawie wyglądając ujrzała przy świetle latarni na dole pozamykane okiennice, na górze pospuszczane story, nigdzie ani światełka, ani życia znaku..
Woźnica po moskiewsku dzwonek mordował na próżno, jakby chciał go na miazgę zbić i zniszczyć. Po dobréj jeszcze chwili wyczekiwania niespokojnego, w czasie gdy woźnica zabawiając się klął nader wyraziście stróża, odsądzając go od czci i wiary.. drzwi powoli odryglowywać się zaczęły, z za roztwartych wrzeciądzów wysunęła się głowa widoczna w mroku.. ale zupełnie nie moskiewskiego typu..
Był to stary mężczyzna w europejskiéj białéj szlafmycy, z pomarszczoną twarzą, z wąsami siwemi do góry podniesionemi, z maleńkiemi bokobrodami w półksiężyce.. z ustami szeroko otwartemi, z których naprzód dobyło się wyraziste.
— Sto i diabłów zjadł...
Na tém jednak przerwało się, wzrok wytężył na powóz; a gdy jednocześnie wyjrzała z niego osłoniona kobieta, wąsat odźwierny z gorączkowym pospiechem,