Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gów udając, że na kogoś czekali, szukali pastwy, bo ludźmi zwykli się byli karmić, a głód dokuczał..
Pragnęli w téj chwili bardzo jakiéj pieczeni z niewinnego choćby baranka, byle tłustéj. Gdyśmy mówili głód, eufemizmem zastąpiliśmy coś dobitniejszego, nie głód im dokuczał, ale rozpusta; chcieli mieć lepsze cygara i ładniejsze ulubienice.. i inną wstążeczkę w pętlicy i na kopercie wysokie urodzenie lub prewoschodytelstwo..
W świetle gazowém, pomiędzy dwoma grupami witających się, ukazała się w téj chwili czarno zupełnie ubrana kobieta, średniego wieku, która wysiadłszy z wagonu drugiéj klasy oglądała się nieśmiało, trwożnie, jak gdyby nie wiedziała co z sobą począć.
Oko jéj zdawało się kogoś szukać na próżno; zawahała się chwilę, potém szła powoli, niosąc w ręku torebkę podróżną i bilet na odebranie pakunku.
Odsłonięty woalik czarny dawał widzieć twarz bladą, piękną niegdyś, smutną, rysów szlachetnych, z głęboko dziś wpadłemi oczyma czarnemi.. Na ustach zaciśniętych malowała się rezygnacya jakaś bolesna, tęskna, przejmująca.. Włos miała gładko przyczesany, bez pretensyi, strój niewykwintny, ale mimo wieku pozostało jéj coś kobiecego, wdzięcznego, młodego, świadczącego, że na duchu była jeszcze młodą i niezłamaną.
O kilka kroków od niéj z cygarem w ustach stał, wpatrując się w wysiadających, bardzo na oko przyzwo-