Strona:PL JI Kraszewski Słomiana wdowa.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SŁOMIANA WDOWA.[1]
FRASZKA DRAMATYCZNA
przez
J. I. KRASZEWSKIEGO.

OSOBY:


Adela Zylska, wdowa.
Kapitan Zegrzda.
Sędzia przyjaciel jego.
 



Ochmistrzyni Rabska.
Zosia służąca.
 
Rzecz się dzieje na wsi, w dziedzińcu przy dworze pani Adeli.
(Teatr przedstawia dziedziniec drzewami gęsto ocieniony, ścieżki wysypane żwirem, klomby z kwiatami. W prawo z za drzew widać dwór wiejski z gankiem. Wiosna, poranek).
SCENA I.
KAPITAN ZEGRZDA — SĘDZIA wchodzą ostrożnie i powoli, od strony przeciwnéj dworowi.

KAPITAN (z tęsknotą i zapałem). A! drogi przyjacielu, jakże się tu nic a nic nie zmieniło... Drzewa tylko podrosły, klomby wypiękniały... a my... dziesięć lat! mój Boże!.. co się stało z nami? Gdzie te czasy szczęśliwe, gdzie godziny, któreśmy tu prześnili, przemarzyli! (rękami czoło ściska). Stary jestem, a tak się czuję wzruszonym... aż mi wstyd...
SĘDZIA (z uśmiechem). Tego się nie masz co wstydzić. Młoda miłość, studencka, to najczystsze i najtrwalsze z uczuć, to pierwociny życia... to wiosna! Że Adelę kochałeś i kochasz, temu się ani dziwuję, ani cię o to mogę obwiniać... znajduję tylko, że ta twoja miłość tak wyegzaltowana, pozwól sobie powiedzieć, niezrozumiałą jest, dziwaczną, do kata, nielogiczną...
KAPITAN. Jakto niezrozumiałą? dla czego nielogiczną... (z zapałem.) Ja z nią przeżyłem i przecierpiałem lat tyle... przyniósłem ją tak gorącą, tak wielką, jakem ztąd uniósł z sobą...
SĘDZIA. Pozwól mi się wytłumaczyć. Kochałeś ją — losy was rozdzieliły nie z waszéj winy. Poszła za mąż za innego, zostawszy samą na świecie. Powracasz po latach dziesięciu i niefortunna twa dola się zmienia. Stryj, który się przeciwił małżeństwu, umarł, twoja Adela jest wdową i swobodną. Możeż być co szczęśliwszego? Przychodzisz... klękasz przed nią... Serca biją, oczy się łzawią, młodość przypomina, podajecie sobie dłonie i ksiądz proboszcz błogosławi. Co daj Boże — Amen.
KAPITAN (ciągle poruszony, z zapałem). Tak! tak by sobie mógł zapewne powiedzieć, ktoś inny — ale nie ja! Miłość moja była, jest — inną... Posłuchaj mnie. Uczucie to nie było takiem, jakie się powszednio spotyka...
SĘDZIA (przerywając). A! wiem już! Każdemu się zdaje, iż kocha tak jak od początku świata nikt nie kochał... To wiadomo...
KAPITAN. Posłuchaj tylko.
SĘDZIA. Słucham.

KAPITAN. To była miłość idealna, wyjątkowa! (składając ręce) — była to miłość czysta, święta, szlachetna, wzniosła, poetyczna, która całe serce moje zapełniła, którą ona — zdało mi się wówczas — całém sercem podzielała!

  1. Utwór ten był najpierw przedstawiony na scenie Teatru Dobroczynności przez amatorów, a w dniu 4 sierpnia b. r. w Teatrze Warszawskim.
    Redakcya.