Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeradza się w inne uczucie i to, co ona w początku osłaniała, występuje dopiero widoczném, rażącém. W boju nie czuje się ran, — dopiero po bitwie się je widzi. Ja z moją matką składamy nierozdzielną całość, a w salonie hr. Saturnina onaby była bardzo biedną, ja cierpiałbym za nią, hrabianka może najwięcéj. Nakoniec zdaje mi się, że przypuszczając w pannie Marcelinie życzliwość pewną dla mnie — mylisz się pan w diagnozie. Jesteśmy sobie sympatyczni, ale panna Marcelina kochaćby nie potrafiła ani mnie ani może nikogo.
Garbus poruszył plecami i główę w nich zanurzył.
— Rachmistrz z waćpana dobry — ale wiele cyfr nie wchodzi u niego w rachuek — odezwał się. — Jestem przekonanym, że — gdybyś się starał panna-by za ciebie poszła.
— Ale ja starać się nie mogę! — powtórzył Korczak.
— Nie chcesz!
— Nie godzi mi się — dodał Stanisław. — Dajmy temu pokój. Będę zawsze najżyczliwszym i najgorętszym z przyjaciół panny Marceliny, ale po za tę granicę nie wyjdę.
— Przekonywam się teraz — rzekł garbus, — iż w istocie zaszła omyłka, nie kochasz się w niéj. Miłość jest ślepą, a waćpan aż nadto widzisz jasno wszystko.
— Nie mogę inaczéj.
— Szkoda! — dokończył Salezy... ale.. qui vivra verra!
Nazajutrz po téj rozmowie, garbus był u hrabianki.
— Nie znajduje pani, że Korczak się bardzo zmienił? — zapytał.
— W czém?
— Dziwnie jest ostygły i rozumny. Dawniéj więcéj było w nim polotu i poezyi, dziś chłód od niego wieje straszny, parę razy z nim rozmawiałem i aż mi się smutno zrobiło. Teorye życia ma — niemal przerażające.
— W czém? jakie? — spytała przysiadając się i okazując zajęcie pewne Marcelina.
— Na swój wiek — primavera della vita — rzekł Salezy, za zimnym i sceptycznym mi się wydaje, w ludzi i serca nie wierzy, nie chce się przywiązywać do nich, — naostatek nie lubię w nim tego zbytniego poszanowania klasylikacyj społecznéj... która odstręcza jednych od drugich. Gdzież jest absolutna równość i gdzie dusza i wykształcenie nie jest ekwiwalentem innych pierwiastków, na których zbywa? Ja Korczakowi dobrze życzę, radbym go dźwignął, podniósł, a on się zamyka w tak ciasném kółku dobrowolnie jakby był skazany w niém pozostać.
Marcelina słuchała z uwagą.
— Trochę w tém jest uczciwéj dumy — rzekła, — któréj mu za złe brać nie można. Ja go muszę bronić, bo pan wiesz, że bardzo lubię pana Stanisława.