Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabianka Marcelina była jedynaczką. Piękna, jak najstaranniéj wychowana, umysłowo rozwinięta bardzo szczęśliwie, utalentowana, jakim sposobem do lat niemal trzydziestu (gdyż zbliżała się do tego fatalnego terminu) — doszła, nie zmieniwszy stanu, nie znalazłszy męża — dziwném się zdawało wszystkim; którzy jéj nie znali. Nie zdawała się wcale ani rozpaczać o sobie, ani spieszyć do tego portu, do którego inne tak żywo i wcześnie zawinąć pragną.
Ojciec, hrabia Saturnin, równie obojętném okiem patrzał na to i do stanu małżeńskiego córki nie namawiał. Od lat kilku, prawie porzuciwszy życie na wsi, przenieśli się do miasta i to było jedyną może oznaką, że hrabianka chciała miéć więcéj pretendentów do wyboru.
Hrabia miał powierzchowność wcale nie wybitną i w tłumie niczém się nie odznaczał. Średniego wzrostu, miernéj tuszy, z twarzą pospolitą, ale roztropną, w obejściu się skromny, milczący, pełen taktu, nie starał się o żadne wybitniejsze stonowisko, próżności nie miał innéj nad tę, że — nie wiedziéć zkąd i dla czego — przyszła mu ochota zostać pisarzem dramatycznym.
Dom na stopie pańskiéj, ale wielce umiarkowanéj i niemal oszczędnie utrzymywany, nie słynął ani obiadami, ani wieczorami, ani tłumném towarzystwem. Ponieważ Saturnin miał tę słabość, że komedye swe czytywał, — obawiano się zaprosin, choć stół był przyzwoity, wino dobre i cygara hawańskie.
Panna Marcelina tych, którzy starać się o nią nie myśleli — więcéj odstręczała niż pociągała.
W sposobie obejścia się, zarówno z mężczyznami jak z kobietami, miała coś tak szorstkiego, ostrego — tak bywała prawdomówną, że się jéj obawiano.
Ojciec, który wielkie miał wyobrażenie o jéj zdolnościach i takcie, wcale się do postępowania nie mięszał. Robiła co chciała, zapraszała, kto się jéj podobał, jeździła ze swą towarzyszką, gdzie zamarzyła, a że miała majątek własny po matce, dosyć znaczny, rozporządzała nim samowolnie.
Dawało jéj to wszystko razem raczéj pani niż panienki cechę, i brano ją często za wdowę lub mężatkę.
Wyglądała młodo, była piękną, postawę miała majestatyczną — ale wdzięku i niewieściego czegoś w niéj brakło. Jeden z malarzy mówił, że mogła służyć za wzór Judyty, drugi — że podobną była do Semiramidy.
Pomiędzy nią a ojcem, chociaż się kochali, stosunek był zimny — ale ani hrabia córce, ani ona jemu w życiu nie była najmniejszą przeszkodą. Z ich dwojga częściéj ojciec ulegał woli Marceliny, niż się ona do niego zastosowywała. Czém żyła ta piękność, która o hołdy nie wiele się dbać zdawała? mogło być tajemnicą dla obcych, ale w domu wiedziano, że dnie miała urządzone, podzielone i nie brakło jéj nigdy na zatrudnieniu.