Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu, kochałeś się w niéj — no, i była chwila, gdy się nam nawet wszystkim zdawało, że ona... też nie jest obojętną... Tymczasem...
— Przepraszam, — przerwał Stanisław — nigdy ani na chwilę nie przypuszczałem, aby panna Marcelina mogła więcéj coś mieć dla mnie, nad trochę życzliwości... Myślą nie sięgałem nigdy tak wysoko...
— A wieczory u Wawrowskiéj?
— Wiedziałem, że to jest wprost rozrywka znudzonéj... nic więcéj, — odparł Korczak. — Były mi one bardzo miłe.. przewidywałem z góry, że nie potrwają i do niczego nie doprowadzą...
Zostało mi po nich miłe wspomnienie...
Garbus głową potrząsał.
— Myśmy inaczéj sądzili, — rzekł, — nawet Wawrowska mówiła, że raz pierwszy w życiu widziała swą Marcelinę tak zaanimowaną i zajętą. Bah!...
Salezy chciał coś mówić więcéj i niedokończył.
— Kiedyż wesele? — zapytał Korczak, udając obojętność.
— Odłożone pono za pół roku, bo — wyprawa nie gotowa, — rzekł Salezy. — Jest to małżeństwo dziwne, ani jedno ani drugie z nich nie udaje nawet miłości, — panna nieustannie gderze na narzeczonego, i nielitościwie nim miota... a on tak jest posłuszny niewolniczo jakby mówił:
— Czekaj — odpłacisz mi za to.
Szczęśliwym z tego jest pono tylko jeden hr. Saturnin, który sobie wyrobił teoryą, że w ten sposób przygotowujące się śluby — cartes sur table, muszą być najszczęśliwsze... Z góry wszystko przewidziane, umówione, ułożone — żadnych niespodzianek...
Ale — los czasem niespodzianki gotuje właśnie tam, gdzie one najmniéj są oczekiwane.
Na tém skończyła się rozmowa z Salezym, a Korczak przez dni kilka chodził milczący i smutny.
Nie miał on żadnéj nadziei, a jednak, gdy mu wydarto — ostatniéj cień — bolał... Śmiał się sam z siebie.
Hrabia Saturnin, który od bardzo dawna nie zapraszał Korczaka i czuł, że mu chybił, natychmiast po zaręczynach, nie widząc już w tém najmniejszego niebezpieczeństwa, nie mówiąc o tém nic córce, uznał przyzwoitém zaprosić go na obiad... Stanisław się trochę zawahał z przyjęciem — ale zdawało mu się, że odmówić nie mógł.
Na obiedzie oprócz dwu przyjaciół domu, Drohostaja i Salezego nikogo nie było, bo hrabia na dni parę pojechał do majątku, gdzie pałac opuszczony nieco odświeżać musiał.
Z kobiet, panna Marcelina i Wawrowska.
Wielkie było zdziwienie hrabianki, gdy wchodząc do salonu zastała w nim p. Sanisława, który, nie zbliżając się zbytnio, milcząco ją pozdrowił i na bok się usunął.
Miała trochę za złe ojcu, iż jéj nie uprzedził o zaproszeniu