Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marcelina nie nie odpowiedziała. Hrabia siedział, dając jéj czas do namysłu, ale jakby chciała okazać, że już nie ma nic więcéj do powiedzenia, hrabianka zaczęła kartki książki przecinać i oczyma biegać po nich.
— A zatém? — rzekł cicho hrabia.
— Niech się oświadczy, przyjmę go i tam daléj!! — odparła córka.
Ojciec tak się zdawał nie zaspokojonym jeszcze i niepewnym — że dwa razy podniósł się z siedzenia, i siadł znowu... ale nie wiedział, co miał mówić...
Na ostatek Saturnin zbliżył się do niéj, wziął ją za rękę i pocałował w czoło, jakby dziękował; Marcelina odpowiedziała mu uśmiechem i tak skończyło się wszystko...
We dwa dni potém gruchnęła po mieście wieść... Obdorski zaręczony z Marceliną.
Nie chciano wierzyć, ale byli świadkowie zaręczyn... Opowiadano tylko, że tak panna jak narzeczony przystępowali do tego aktu z dziwną i nie praktykowaną obojętnością, która dowodziła — dystynkcyi. Nie okazywali uczucia najmniejszego...
Naprzód już odgadywano pożycie... i panu młodemu prorokowano miejsce pod pantofelkiem żony. Drudzy utrzymywali, że on i ją i teścia i wszystkich w pole wyprowadzi. O miłości ani mowy być nie mogło.
Jako narzeczony, hrabia rozpoczął pół roczny nowicyat, który mu się miał dać we znaki. Panna go nie oszczędzała wcale i z góry już zapowiadała czego wymagać będzie, co miéć musi.
Z otwartością niesłychaną mówiła z Obdorskim nawet o jego interesach i o swoich, — oświadczyła mu, że dochodami będzie mógł rozporządzać za porozumieniem się z nią, ale majątek jéj pozostanie w wyłączném władaniu pani.
— Ja się do waszych interesów mięszać nie będę, ale moje przy mnie zostaną — mówiła wyraziście...
Obdorski zły okrutnie, na wszystko się zgadzał, sądząc, że wszystko późniéj przerobić potrafi. Najczęściéj rozmowę seryo obracał w żart i śmiech.
— Zawczasu mi wypowiada wojnę, będę się miał czas przygotować, — mówił w duchu.
Na Marcelinie po zaręczynach wcale nie było widać zmiany humoru, była może tylko mniéj milczącą, śmielszą, jakby weselszą, ale wesołość jéj Salezy znajdował — chorobliwą.
On pierwszy panu Stanisławowi Korczakowi przyniósł nowinę o zaręczynach Marceliny. Chciał widzieć jakie ona uczyni na nim wrażenie. Byli sami.
Korczak się zarumienił... — zawołał.
— Ah — i — zamilkł.
— Przyznajże się teraz, — rzekł Salezy, klepiąc go po ramie-