Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki bardzo mało. Panna Marcelina nie da sobie rozkazywać nikomu, nawet ojcu.
— Hrabia Saturnin też nie rozkazuje — rzekł major, — ale umie prowadzić tak sprawy, że nieznacznie na swojém postawi. Komedyi jego ocenić nie potrafię, ale jego znam dobrze. Z cicha pęk...
Obdorski spojrzał, nic nie odpowiadając. Zadumany był głęboko.
— Widzę już z tego, że zaprasza kancellistów do siebie, iż bardzo mądremi drożynami prowadzi swoje sprawy, — odezwał się po chwili.
Nie spodziewałem się tam spotkać takiego Korczaka...
— A cóż hrabiemu on szkodzi? — rozśmiał się major.
— On? bynajmniéj!! — prędko podchwycił Obdorski — tylko to znajduję charakterystyczném...
Zamilkli oba, Drohostaj dumał czas jakiś.
— Kiedyż znowu u Saturnina będziecie? — zapytał.
— Prosił mnie na obiad jutro — odparł Obdorski. — Sądzę, że i wy tam będziecie; ale miałżebym znowu przyjemność spotkać się tam z owym Korczakiem.
Drohostaj aż wybuchnął.
— Cóż u licha! Co macie do niego? Najniewinniejsze w świecie stworzenie... Nie możecie posądzać panny...
— Ale dajże mi pokój — przerwał niecierpliwie hrabia. — Cała rzecz, że w lada jakiem towarzystwie bywać nie lubię.
— A to mi się podoba! — krzyknął, ręce na piersiach krzyżując, major — przecież tłómaczyłem, co on tam znaczył...
— No — a ja pytałem, czy będzie na obiedzie? — rozśmiał się, z ukosa spoglądając na majora Obdorski — i na tém koniec...
Znowu czas jakiś milczeli i hrabia zdawał się nad czémś głęboko namyślać. Rozpoczął potém zwolna.
— Ażebyś mnie za dziwaka nie miał, kochany majorze — rzekł — muszę ci się wytłómaczyć z mojéj antypatyi do Korczaków. — Oto ojciec mój i ja po nim mieliśmy nadzwyczaj niemiłą sprawę z nimi, z ojcem właśnie tego jegomości. Ile razy mi ona się przypomni...
— Cóż to było? — zapytał Drohostaj.
— Nie lubię o tém mówić! rzecz zapomniana. Brudy jakieś, ledwieśmy mogli się z nich... obmyć.
Wzdrygnął się hrabia. — Nie mówmy o tém.
Major stanął naprzeciw stolika.
— Stary Korczak uchodził za bardzo uczciwego, nieposzlakowanego człowieka — rzekł.
Zarumienił się mocno Obdorski.
— Ja mu nie zaprzeczam dobréj sławy, — rzekł prawie gniewnie — ale my wszyscy jesteśmy na łasce kauzyperdów, mógł pójść za ich radą..
I powtórzył znowu niecierpliwie.
— Nie mówmy o tém.