„Leczyła się długi czas Cognakiem z wodą. Musiał ją gromić i kłócić się z nią. Niecierpiała też doktora, który pluł coraz częściej, mówiąc o niej.
„— Jak wyzdrowieje — rzekł Cwiklicz, — do klasztoru na pokutę... hę? Niech ją wezmą mniszki w obroty, a dyscyplinami poczęstują, dopiero odzyska zdrowie duszy.
„Doktor był nielitościwym dla niej, odpłacała mu się nienawiścią.
„Nie wiedziałam, co tu miałam z nią począć. Bożak mi dał wprawdzie umocowanie zupełne do zapewnienia jej spokojnego życia, wygodnego, gdzieś na ustroniu, ale ona o tem ani chciała słuchać.
„W kątku takim gdzieś się zagrzebać na pokucie — nie myślała wcale.
„Dopominała się znacznej pensji, chcąc powrócić do Paryża, jeżeli mąż żyć z nią nie miał.
„Na to ja przystać nie mogłam...
„Co dalej będzie, nie wiem; pisze powtóre do p. Onufrego, nie tając przed nim, w jak trudnem z nią jestem położeniu.
„Poświęciłabym się chętnie nawróceniu tej zbłąkanej owieczki, gdybym choć słabą miała nadzieję, że z niej coś zrobić można. Jest tak do gruntu zepsutą, iż nie odkryłam dotąd jednego dobrego poruszenia, któreby mi dawało nadzieję polepszenia, poprawy.
„Często siedzę przy jej łóżku, słucham narzekań — nagle wpada na wspomnienie swojego życia w Paryżu, swych powodzeń, trjumfów. Oczy się jej zapalają, usta śmieją, klaszcze w ręce, unosi się, opowiada mi cynicznie sceny, które we mnie obrzydliwość wzbudzają. Muszę jej zamykać usta.
„Okropna kobieta! Podobnej istoty nie wyobrażałam sobie możliwą.“
W kilka tygodni, Albina pisała do przyjaciółki.
„— Jestem tak znużoną, iż zdaje się, że nie potrafię wytrwać tu dłużej.
„Stan Kamilli o tyle się zmienił tylko, że z łóżka wstała i zaczęła pracować nad restaurowaniem zniszczonej swej piękności. Nie przywiozła z sobą koszul, ale w węzełkach brudnych znalazły się kosmetyki, róż, bielidła, mączki, pędzle i farby; znalazł się rudy szynion, mający zastąpić wypełzłe włosy. Stroi się w łachmany i tymczasem kokietuje kogo może: pułkownika, który patrzy na nią ze zgrozą, a słucha w osłupieniu, pisarza prowentowego i — kogo spotka.
„Zapowiedziałam jej, że jeśli się na podane przezemnie warunki nie zgodzi, ja wyjadę i zostawię ją na łasce pułkownika, który, oprócz pokoju we dworze, nic jej nie da.
„— Panna Albina myśli, — odpowiedziała mi, — że ja taka jestem głupia i nie rozumiem, że siedząc tu załogą, siedzę Bożakowi kością w gardle? Otóż, bodaj o głodzie, będę siedziała, póki mnie przyzwoicie nie wyposaży.
„Odebrawszy ostatni list Onufrego, który jej ofiarował dziesięć tysięcy franków z warunkiem, aby imienia jego się zrzekła i nigdy mu na oczy się nie pokazywała, poszłam jej postawić to ultimatum. Zapowiedziałam, że się sama wybieram w drogę i więcej z nią o niczem mówić nie chcę.
„Rozeszłyśmy się, nic nie postanowiwszy. W czasie tych kilku tygodni, prawdziwie męczeńskich, jakie tu z nią przebyłam, codzień spędzałam z nią godzinę, a resztę czasu w dworku, w którym dawniej mieszkali rodzice moi. Nie wiedziałam więc, ani co robiła, ani kogo widywała.
„Kamilla nie traciła czasu. Kto ją zapoznał ze starym pułkownikiem, kwaterującym w St..., nie wiem; ja nie wiedziałam nawet, że ten pan jest na świecie, tem mniej, że wieczorami przesiaduje u Kamilli, która go karmi opowiadaniami o Paryżu.
„Dla niego to, jak się teraz pokazuje, dobyła pędzli i kosmetyków. Stary ów pułkownik (tylko go nie mieszaj z poczciwym Puchałą), w wieczornych godzinach tem łatwiejszym był do obałamucenia, że o tej porze już... nie zupełnie bywał przytomny.
„Usłyszawszy moje ultimatum, nazajutrz Kamila oznajmiła mi, że je przyjmuje. Dzierżawca miał polecenie na moje żądanie wypłacić jej pensję półroczną.
„Zapytałam jej kiedy wyjeżdża, odpowiedziała mi, że jutro nawet wybrać się może.
Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/60
Wygląd
Ta strona została skorygowana.