Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Wystaw sobie rozpacz sędzinej i moją! Kamilka spłakała się, ale się nie zapierała... i gdy ucieczka się nie powiodła, dała się zamknąć z obojętnością, graniczącą, nie wiem, czy z głupotą, czy z lekkomyślnością niewysłowioną. Dałaby się uwieźć — a po tym kochanku nie okazała żalu. Chciała tylko wolności. Starannie ukrywamy tę niebaczną przygodę, nie piszę o niej do Bożaka, lecz, gdy powróci, nie zataję przed nim. Powinien wiedzieć o wszystkiem. Nie przywiązuję wagi do tego dzieciństwa, z którego człowiek niepoczciwy chciał korzystać; Kamilka nie wiedziała, co robiła — ale ma to jednak znaczenie pewne?
„Sędzina teraz wpływu dziewczyny już tak zepsutej — jak ona powiada — obawia się dla córki i Jadwisię trzyma jak najdalej od niej.
„Ja po całych dniach prawię nauki moralne, ale jestem przekonaną, że ona ich wcale nie słucha. Siedzi z oczyma spuszczonami, usta zagryza, nie odpowiada nic i dobyć z niej słowa uczutego niepodobna. Jak lód jest, jak kamień.
„..Bożak o tydzień wcześniej powrócił, niżeśmy się go spodziewali.
„Dowiedziawszy się o tem, przyszła do mnie po raz pierwszy z pewną pokorą Kamilka, prosząc i zaklinając, abym o oficerze nic mu nie mówiła. Winę całą składała na niego.
„— Zataić tego nie mogę — odpowiedziałam jej łagodnie — jeżeli nie ja, ktoś inny go o tem z pewnością uwiadomi. — Będę się tylko starała winę zmniejszyć, usprawiedliwić cię.
„W Młynyskach nikt Bożakowi nie mógł powiedzieć o tem, przybył więc wesół i z kieszeniami wyładowanemi mnóztwem podarków dla nas wszystkich, aż do sług. Przybywał tak rozpromieniony, pełen jakichś najsłodszych nadziei, że mi się żal zrobiło; posępne twarze sędzinej i moja wzbudziły w nim niepokojąco przeczucia.
„Kamilka wybiegła pierwsza witać go z przesadzoną, nienaturalną czułością, którą on wziął za dobrą monetę. Poruszony wszedł z nią do pokoju.
„Wkrótce potem wziął mnie na stronę.
„— Cóż? Kamilka? Ja ją znajduję nadzwyczaj na awantaż zmienioną. A! ile pani wdzięczen jestem... Prawda? rozwinie się ona...
„Smutnym odpowiedziałem mu uśmiechem...
„— Mieliśmy wiele, wiele do czynienia z pańską wychowanką — rzekłam — i nie będę taiła, że sędzina i ja jesteśmy niemal zrozpaczone. Posłuchaj pan, co się to trafiło.
„Oszczędzając dziewczęcia, opowiedziałam smutną przygodę, a nadchodząca sędzina, której mi trudno było powstrzymać, nadała jej może zbyt tragiczny charakter.
„Bożak załamał ręce rozpaczliwie. Chciał biedz sam do niej, ledwiem go powstrzymała i cokolwiek ułagodziła.
„— Jest to tylko dzieciństwo — rzekłam. — Wina większa człowieka, co śmiał nadużyć jej dobrej wiary i niedoświadczenia, niż Kamilki.
„— Ale co za płochość! — wołał Bożak.
„Uspokoił się zwolna i postrzegłam, że nasze uniewinnienia stały się wkrótce zbytecznemi, bo on sam zaczął ją tłumaczyć.
„Poszedł potem do niej i nie wiem, jak wypadła rozmowa, alem widziała ją, bardzo żywo uniewinniającą się, opowiadającą, a Bożaka słuchającego ze współczuciem.
— „Masz pani słuszność — rzekł potem, wchodząc do nas — dzieckiem jest i nie zawiniła wcale... To awanturnik jakiś... i rzecz tylko niemiła, że się to rozgłosi, choćbyśmy utaić chcieli...
„Westchnął: — biedna dziewczyna! — Przy herbacie Kamilka nadrabiała fantazją, mówiła wiele, nadto widocznie chciała p. Onufremu dowieść, że się niewinną czuła, że była pewną przebaczenia.”