Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żniejsze umysły dają się obałamucić wypadkom. Wrażenie teraźniejszości jest tak silne, że chwilowo na przyszłość zaślepia; ale bądź co bądź, dla umysłów przezorniejszych przyszłość jest straszna. Powtarzam po setny raz, potrzeba było iść powoli, nieznacznie, w granicach możliwości się utrzymując, potrzeba było jak rozumni Węgrowie czekać, cierpieć i wszystkiego na kartę nie stawić.
— Stokroć masz racyę — rzekł Juliusz — wszystko to robota chłystków i sowizrzałów, niedowarzona, niedopieczona, która nas wszystkich może drogo kosztować. Nie wiem czy panowie słyszeliście, przyjechał tu był z Chrobrza margrabia Wielopolski z synem Zygmuntem. Człowiek, jak wiadomo, potężnej inteligencyi, prawdziwy mąż stanu, może jedyny w Polsce, przywiózł z sobą projekt bardzo rozumny, ofiarował się sam jechać z nim do Petersburga; Zygmunt mi go czytał. Cóż powiecie panowie?... Nie przyjęto go, żądano poprawek i margrabia rozgniewany wyjechał napowrót do Chrobrza.
— Nie wielka szkoda! — rzekł Henryk — nie ma co o tem mówić.
— Jak to? — odezwał się Edward, pierwszy raz zbierając się na odwagę do publicznego wystąpienia ze swemi prze-