Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

długim lat ciągiem wywołanem; nie zaspokoi się lada czem. Na dziś jednak niech panie będą spokojne, noc przejdzie cicho.
— Ale cóż, mnie pan chyba masz za tchórza, ja się wcale nie boję, mnie idzie o kraj, o Polskę, o przyszłość, a pan mnie jak dziecię kołyszesz nadzieją ciszy i spokoju!!
— Bo doprawdy nic więcej w tej chwili powiedzieć nie umiem, a jutro tysiącem zasłon pokryte.
Chwilkę jeszcze krótką zabawiwszy Karol, który wyraźnie był jak na szpilkach, pożegnał się i wyszedł.
Jadwiga powiodła za nim oczyma, pudel odprowadził go aż do drzwi, łasząc się i liżąc po rękach, jakby go chciał zawrócić i zatrzymać.
— Widzi ciocia, jaki skromny, jak przyzwoity, a ja powiem, że daleko lepszego wychowania od tych, co tu u nas za Paryżanów uchodzą. Miałam zręczność się przekonać, że więcej jest szlachetnych uczuć i delikatności w ludziach, których to mniemane dobre wychowanie nie popsuło, niż, niestety! w świecie co za kwiat towarzystwa uchodzi...
Ciotka westchnęła.
— Widzisz w nim wszystkie doskonałości — rzekła — a mnie to przestrasza.