Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/452

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żeby się tem bardzo zajmował, ale tylko pozwólcie mnie, ja lecę i wszystko jak należy przysposobię. Piekarze niechaj przez całą noc chleb i bułki sposobią, pójdę i po rzeźnikach, żeby mięso było...
Burmistrz był wielce rad, że go to uwolniło od zbyt widocznego występowania; przyrzekł jednak ze swej strony po cichu wszelką pomoc i współdziałanie. Strzepa chodził niemal jak oszalały, ściskał proboszcza, całował burmistrza, a nalegał na to, aby miasteczko wstydu sobie nie zrobiło.
Nazajutrz też, jak świt, gdy obóz ruszył z rozwiniętą chorągwią, z Berdyszem na czele, który sobie na ten dzień pióro białe przypiął do czapeczki, nim się zbliżyli do grobli, która w główną prowadziła ulicę, już wszystka ludność wysypała się na ich powitanie. Rynek był pełen, ulica zapełniona, w oknach głów co nie miara, na dachach chłopcy poprzyczepiani jak grzybki. Jeszcze oddział był na drugiej stronie grobli, gdy w kościelne dzwony wszystkie zaczęto bić wesoło, jakby na Zmartwychwstanie Pańskie. Proboszcz w kapie, z krzyżem w ręku szedł na spotkanie, a za nim chłopak z wodą święconą, bractwo z chorągwiami, mieszczanie, kahał, rabin i żydzi. U samych wrót miasteczka zaszedł im drogę proboszcz z błogosławieństwem,