Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kościuszki lub rogatywkę; wzdychali oni do śmierci, ocierali łzy na wspomnienie ojczyzny, ale dochowali święcie wiary temu, kto im płacił.
— Słowo honoru — rzekł Albert — iż przy takiem usposobieniu umysłów, jak wasze, nic na seryo roztrząsać nie można.
— Ale, bo któż przy kolacyi plecie takie banialuki? Hrabio Albercie, człowiecze przyzwoitości i porządnego świata, powiedz, cobyś rzekł temu, któryby ci podał porteru przy deserze lub starego węgierskiego wina po zupie? Otóż to właśnie tak nas częstujesz przy lekkiej kolacyi twoją ciężką rozmową. Wieczerza ma swoje prawa. We Francyi wyśmianoby człowieka, coby ekonomiczno-filozoficzną chciał przy niej wieść rozmowę.
— Ale ma słuszność, ma słuszność! — przerwało kilka głosów. — Mówmy o czem innem.
— Naturalnie o czemś takiem, co przystało wieczerzy — dodał tryumfująco Dunio.
— Gadajmy o koniach — rzekł wąsaty — to będzie przedmiot nie za ciężki do wieczerzy i niezbyt obcy duchowi czasu. — To mówiąc, odchrząknął i obejrzał się, ale paniczykowie, co go otaczali, jakoś chmurno tę aluzyę przyjęli.