Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na uzbrojonego sołdata! w głowie mi się nie mieści.
— Kochany kapitanie — odpowiedział mu Karol — taka wojna, o jakiej mówisz to monarsza zabawka; wojny ludów przeciwko swoim ciemiężcom, muszą mieć wcale inny charakter. Ludy pozbawione wszystkiego, stworzyć sobie muszą broń, zastąpić to, czego im braknie, poświęceniem, wytrwałością, przebiegłością, jakiej uczy niewola. Wojna dwóch wojsk pięknie umundurowanych, opatrzonych we wszystko, jest to rodzaj gry w szachy, z tą różnicą, że zamiast pionków wywracają się ludzie. Dobre to jest dla dynastycznych interesów i dystrakcyi wielkich monarchów, którzy się bawią w żołnierza jak drudzy w teatr i inne fantazye, ale nam wrócić trzeba do tych zapasów dzikich, w których człowiek walczył z człowiekiem często pazurami i zębami. Gdyby nam wilcy w pomoc przyjść mogli, przyjąłbym ich za sprzymierzeńców, lub jak Samson puściłbym liszki z zapalonemi żagwiami u ogonów.
Kapitan wzruszył ramionami, a że się robiło późno, miał się do odwrotu, bo nocy w obozie z nimi przepędzić nie myślał. Ów słuszny mężczyzna, z powołania podobno jakiś teatralny sługa, który z sobą przywiózł zapas dobrego humoru, widząc że-