Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wiesz, wiesz, wszak Jadwiga zwaryowała, wybiera się z wami do powstania na markietankę, czy co? Zlitujcież się, wyperswadujcie jej to, wybijcie z głowy szaleństwo, bo, przysięgam Bogu, jak mówi, tak zrobi.
— Ale to być nie może! — rzekł Karol.
— A ja ci mówię, że jest.
Młot, który słuchał z boku, podniósł ręce do góry z krzykiem.
— To mi dopiero kobieta! to mi bohaterka! klękać przed nią!!
— Milczałbyś — odpowiedziała Ema — nikomu nic z tego nie przyjdzie, jak biedne dziewczysko zginie.
— Droga pani — odparł Młot — ojczyzna niczyjej ofiary nie odrzuca; jakbyśmy wszyscy zaczęli sobie tak tłomaczyć, że się na niewiele przydamy, niktby nie poszedł i kwita.
— Ale na miłego Boga, na cóż ona się tam przyda?
— Zważ tylko pani — odparł Młot — gdyby nie więcej nie robiła, tylko stanęła patrzeć, jak my się bić będziemy, to już z chęci popisu przed tak piękną panną, każdy by musiał wściekle się z Moskalem borykać.
— Eh, bałamut jesteś, — rzekła Ema,