Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sycić wzrok ulubionym obrazem i pamięć jego wywieźć z sobą.
— Powtarzam pani, że nie mam najmniejszej obawy o siebie...
Na te słowa, jakby na przekorę, wszedł szybko do salonu, znany nam już Micio. Poczciwy chłopak, który wcale do paniczykowskiego towarzystwa nie należał, ale w nie przypadkowo był w mieszany, przychodził z oznajmieniem i przestrogą, że w czasie wczorajszej przechadzki, Juliusz poznał Karola, że o tem mówił głośno i że to grozić mogło niebezpieczeństwem. Poczciwy chłopiec, tak był przerażony, zobaczywszy Karola, tak nastawał na to, aby natychmiast stąd wyszedł, sama Jadwiga tak go o to prosiła, iż Karol musiał choć niechętnie uchodzić.
Nazajutrz rano obie panie z ciocią, miały być na mszy u Karmelitów na Krakowskiem. Jadwiga więc szepnęła tylko Karolowi, że go jeszcze pożegna i zobaczy przed posągiem Chrystusa.
Wieczór upłynął, na dosyć dziwnem rozpytywaniu przybyłych o przyczyny spiesznego wyjazdu, ciocia chciała ukryć wydane rozkazy, ażeby się użaleniem i rozgłosem nie narazić rządowi. Jadwiga przeciwnie, żartowała sobie z tego prześladowania, nie bez pewnej goryczy, ale nader