Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Domyślała się Jadwiga, że dom ich i mieszkanie musiały być pilnie strzeżone, lękała się nawet, aby Karol nie nadszedł mimo zakazu, byłaby wybiegła, gdyby wiedziała, gdzie go szukać.
Godziny płynęły a każda uchodząca chwila, coraz cięższą była do przeniesienia. Myśl, że go nie zobaczy, brzemieniem nieznośnem uciskała jej piersi. Tak nadszedł wieczór, a że w mieście nie wiedziano wcale o rozkazie wyjazdu, jak zwykle w porze herbaty, zaczęli schodzić się goście. Jadwiga byłaby wydała rozkaz, nie przyjmowania nikogo, gdyby nie ciotka. Wiedziała ona z doświadczenia, że w tym stanie niepokoju i rozżalenia, ciocia potrzebowała koniecznie dystrakcyi, ludzi, rozmowy! nie podobna jej było tej ostatniej pociechy pozbawiać. Pospiesznie więc, pokończywszy co było najpilniejszego, Jadwiga zbiegła do salonu z twarzą tem weselszą, im bardziej chciała pokryć nią smutek, jaki w duszy jej panował.
Z wielkiem podziwieniem, spostrzegła przy ciotce kogoś zupełnie nieznajomego, z ogromną czarną fryzurą na głowie, wąsami i brodą kruczą; nieznajomy ten siedział przy niej i cicho, ale poufale rozmawiał. Nieśmiało zbliżyła się Jadwiga, mężczyzna powstał, krzyknęła z zadziwienia,