Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

maleńki złomek zwierciadełka, dosyć nieźle obciął brodę, choć w pośpiechu tępe nożyczki w kilku miejscach włosy razem ze skórą wystrzygły; nadział potem płaszcz trochę nań za ciasny, buty, czapkę i gdy się przejrzał w lusterku, sam się nie poznał prawie, tak był zmienionym. Dało mu to nieco otuchy, że i drudzy się może nie domyślą w nim więźnia.
Już dawno był gotów i czekał przy drzwiach tylko, ale znak ów spodziewany nie dawał się słyszeć. Myślał nawet iż jakaś zaszła przeszkoda i chciał się już rozbierać, gdy chrząknięcie dało się słyszeć na korytarzu raz, drugi i trzeci. Mimowolnie drgnął na to hasło.
Wyczekawszy chwilkę, ostrożnie przemknął drzwi, wyśliznął się, zamknął je za sobą, a gdy się poczuł na korytarzu, jakby mgłą zaszły mu oczy. Krew nagle uderzyła do głowy, na chwilę był pewny, że padnie i dalej przytomnie sobą pokierować nie potrafi. Odwrócił głowę i ujrzał za sobą Nikifora, który zatrzymał był wartę i o coś ją zapytywał. Potrzeba było jak najspieszniej z tej dywersyi korzystać, ale Karol zapomniał, w którą stronę po stojące wiadro udać mu się kazano i rzucił się na ślepo przed siebie. Szczęściem nogi