Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu dopomódz i wskazać środki, trzeba było, zdając się na opatrzność, zaufać niesłychanemu szczęściu i tej zarozumiałości moskali, która im nawet domyślić się nie dopuszczała, że ktoś może powziąć zamiar ratować się z cytadeli ucieczką.
— Ja to już, proszę panienki — rzekł po chwili Tomaszek — troszka se namotałem, jakby to ono zrobić się mogło, ale gdyby się człek i odważył na tę sprawę, to tak i straszecznie ciężko. Niechno tylko panienka uważnie posłucha, co ja powiem. W tym samym pułku co i ja, służy moskal, het z głębokiej moskiewszczyzny, i choć moskal, ale to niby nie ich wiary człowiek, ale z tych, co to ich starowierami nazywają. Może panna słyszała, a może i nie słyszała, co oni mają swoich księży i swoje cerkwie, osobne w lasach i inne nabożeństwo, a jak moskale pospolici i ich nie lubią, tak oni się też niemi brzydzą. To tak, jak u nas unitów, proszę panienki, tak ich tam gwałem do tej cesarskiej cerkwi nawracają. Ale choć ich niby nawrócą zawsze, tak i oni swoją wiarę trzymają. Ot, choćby i ten, o którym mówię, to niby taki moskal jak i drudzy, ale już woli nas katolików, jak tę syzmę. To my się z nim bardzo poprzyjaźnili. I on mnie powiadał, że jakoby gdzieś pod Prusakiem, za gra-