Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyrzekła to z taką godnością i spokojem, że ciotka przelękła się nienaturalnego jej chłodu, czuła, że pod nim kryje się jakieś olbrzymie postanowienie.
— A! mój Boże, mój Boże! — rzekła — jakże mi go strasznie żal.
W czasie całej tej rozmowy Edward stał i uśmiechał się, sam nie wiedząc czego, ale dolna warga drżała mu konwulsyjnie, a z czoła pot zimny toczył się kroplami.
— Ciociu — marszcząc brew, odpowiedziała Jadwiga — wszyscy dziś poczciwi ludzie muszą przejść przez cytadelę, przepraszam panów — dodała z gorzkim uśmiechem — ale mam nadzieję, że wszyscy bez wyjątku wyrazy moje usprawiedliwicie. Tak jest — mówiła z rodzajem gorączki wieszczej — jest to czas ofiar, od których nikt uchylić się nie może, biada tym, co zechcą pozostać zimnymi widzami dramatu, zaprzemy się ich wszyscy!
I rzuciła okiem po swych gościach, na których twarzach widać było zakłopotanie, wielu z nich nie życzyło sobie nawet roli komparsów w tak trudnej odegrywać sztuce.
Tem męstwem pokryła wprawdzie niepokój, ale egzaltacya jej świadczyła o uczuciu głębokiem, wszyscy milczeli, ktoś rzucił parę słów ubolewania, ciotka zaczęła