Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jadwiga tak była poruszoną, że mówić nie mogła, zbladła, drżała jak liść, ale starała się udać spokojną. Ta chwila dopiero przekonała ją, jak on jej był drogim. Czuła, że się z tem zdradzić nie była powinna, ale samo wysilenie na męstwo niezmiernie ją kosztowało.
— Daj mi pan te papiery i książki, a po chwili dodała:
— Panowie się nie boicie o niego?
— O tyle, o ile dziś można się nie lękać o kogoś, co jest w cytadeli. Mogą i powinni go wypuścić, nie ma żadnych dowodów winy, ale mogą również wywieść na Sybir, skazać w sołdaty, bo dosyć być podejrzanym, aby być winnym.
To mówiąc, podał jej nie wielki pakiet, który Jadwiga rzuciła na krzesło, ukłonił się i wyszedł powoli. Spojrzawszy po salonie i twarzach tych obojętnych ludzi, którzy mieli być świadkami jej boleści, Jadwiga zapragnęła serdecznie, żeby się ich pozbyć co najprędzej, nie chciała pokazać po sobie, jak strasznie cierpiała, potrzebowała zebrać myśli, chciała być samą. Na nieszczęście prawie zawsze naówczas, gdy ludzie nam ciężą, mamy ich najwięcej koło siebie. Goście łatwo się domyślili odebranej przez nią wiadomości i chciwie śledzili wyraz jej twarzy. Nim przeszła przez salon,