Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wy, na przyjmowanie Wrońca i dawnych a nowych znajomych. Spędzał czas przyjemnie, ale czczość jakąś czuł w duszy, nietyle czytając i myśląc, co dawniéj. Z podwójnym zapałem rzucał się potém do książki, lecz umysł potrzebował wypoczynku, myśl skupienia: czytał i nie rozumiał. Nużyło go to bardzo... smutniał.
Piérwsza profesorowa postrzegła w nim wielką zmianę, do któréj się przyznawać nie chciał.
Zagadnięty, prostował się, uśmiechał, udawał wesołego, przymilał się do żony, wmawiał jéj imaginacyą; ale Magdusia zbyt go dobrze znała, by najmniejsza zmiana uszła jéj oka.
Nie było tu Bojarskiemu z pewnością gorzéj — ale inaczéj. Nawyknąć nie mógł do większego ruchu, który go otaczał, do pośpieszniejszego życia. Cisza, spokój, samotność lat długich stały się dla jego ciała i duszy potrzebą. Brakło mu ich tutaj. Mizerniał na twarzy, tracił apetyt. Zwykłe zajęcia, owo przepisywanie, co mu dawniéj na godziny cale starczyło, teraz stawało się ciężkiém i nudném. Poczciwy, zacny Wroniec, który służył im obojgu z poświęceniem przyjaciela, z miłością brata i przyswoił w nich sobie rodzinę, a Bernardka kochał jak własne dziécię — czasem jednak męczył nawet Bojarskiego, powtarzając jedno — bo miał tę wadę starości.
Wciągu kilku tych miesięcy zmiana stała się