Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dział biblioteki, usui publico otwarte, niby studnie wody żywéj.
Dla niego, jak dla ojca, książka była orężem, pokarmem, śpiżarnią, wszystkiém. Widywał jak ojciec przepisywał mozolnie to, czego nabyć nie mógł, a w Warszawie wszystko pod ręką miéć mogli. Nie obrał sobie jeszcze przedmiotu, chciał się uczyć, uczyć co tylko głowa mogła pomieścić; potém los miał rozstrzygnąć, ku czemu głównie obrócić się należało.
Karmiony poezyą zamłodu, bo ojciec ją miłował i żyć bez niéj nie mógł, Bernardek teraz już mnóstwo pięknych rzeczy umiał na pamięć, a więcéj jeszcze ich czytywał i odczytywał. Deklamowa z patetycznością wielką, z troszką przesady, ale ogniście. Naówczas blada i nieładna twarzyczka zmieniała się, piękniała, a oczęta żywe strzelały promieniami.
Były to właśnie te lata, gdy jeszcze po prowincyach zarówno Naruszewiczowska Oda do słońca, Krasińskiego Satyry, jak pieśni Kniaźnina, Karpińskiego, Brodzińskiego przekłady i piérwsze dźwięki lutni Adama zapał budziły. Bojarski zbiorek poezyj jego, wydanych w Wilnie, cały sobie przepisał, czując w nich jutrzenkę ery nowéj.
Bernardek Pierwiosnka i pary balad na pamięć się nauczył. Jakkolwiek niewielkich rozmiarów