Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kochali tych, których tracili, więcéj niż kiedykolwiek.
Profesorowa zaczęła te pożegnalne pielgrzymki od rektorowéj. Wyszedł do niéj sam nawet stary zwierzchnik i był bardzo rozmównym, co mu się rzadko zdarzało.
Saméj pani musiała opowiadać Bojarska o pobycie męża w Warszawie, o wszystkiém czego w tak krótkim czasie dokonał, przyznając, że nigdy go tak praktycznym, tak czynnym znaléźć się nie spodziewała.
Zasilano ich radami. Sprenger, który o jedném myślał tylko, namawiał do utrzymywania studentów, o czem Bojarscy nie myśleli wcale.
— Gdyby się jeden jaki przyzwoity towarzysz dla Bernardka znalazł — odparła profesorowa — to jeszcze, ale więcéj niech Bóg obroni. Dosyć jest odpowiedzialności z dzieckiem własném, a o cudze człowiek się trwoży, żeby zarazy nie wprowadzić do domu.
Sprenger był wcale innych przekonań.
Tragczyński zazdrościł profesorowi, że będzie teraz u źródła wszystkich nowin w gazety opływał; ale tych Bojarski prawie nie czytywał, znajdując, że czas na nie użyty był straconym.
Boberkowska, chora zawsze, wzdychała, mówiąc o doskonałych doktorach, których w wiel-