Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawsze spotkać można, Bojarski najniespodzianiéj się zetknął z dawnym, starym towarzyszem broni, kapitanem Wrońcem, który już tam czatował na niego. Służyli niegdyś w jednym pułku i byli z sobą bardzo dobrze, ale się potém z oczu stracili.
Wroniec dowiedział się o nominacyi kolegi w kancelaryi, w któréj zajmował posadę, będącą więcéj synekurą, niż istotném zajęciem. Miał wiele dobrego czasu, serce dobre i ochotę zbliżenia się do jedynego człowieka, z którym mógł mówić o starych czasach. Sam więc wyszukał Bojarskiego, a jako obyty z miastem i oddawna w niém mieszkający, podjął mu się ułatwić wszystko. Odżył przy nim i profesor, który nad książkami czasów swéj służby zapomniał, a może umyślnie pamięć o nich w sobie zaciérał.
Wroniec, stary kawaler, prowadził dom z pomocą gospodyni, naprzód więc zaprosił do siebie kolegę i nie dał mu stać w gospodzie. Potém czynnie i żywo rozprawiwszy się o budżecie, obrachowawszy wydatki, dowiódł czarno na białém, iż skromnie, ale przyzwoicie, Bojarskim z synem było się z czego utrzymać. Dodatkowo podjął się znaléźć lekcyą literatury na pensyi żeńskiéj i wielkiém męztwcm natchnął kolegę.
— Co, do kroćset! — zawołał, pojąc go winem — to nie klęska, ale łaska Boża, że cię z téj dziury wy-