Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Najboleśniéj dla niéj było rozstać się z tym domkiem, który widział lata jéj szczęścia, do którego ścian tyle wspomnień przylgnęło, z ogródkiem, którego w Warszawie mieć nie mogła, a ten jéj tak do kuchni i gospodarstwa był wielką pomocą! Nie kupowała prawie warzywa i włoszczyzny — miała nawet na mizeryą ogórki własne, a raz małą beczułkę skwasiła i były przedziwne. Profesor znajdował je od pomarańcz smaczniejszemi.
Wszystko to teraz gromadnie na pamięć przychodziło, bo było stracone... a tego nowego życia w Warszawie dopiéro się omyłkami popełnianemi uczyć było potrzeba.
Bojarski, przebolawszy nieco, mężnie teraz patrzył w oczy przyszłości — dla Bernardka. Warszawa zdawała mu się opatrznościowo zesłaną.
Uwolniony od lekcyj, ze łzami w oczach pożegnawszy się z uczniami swymi, naprzód sam musiał jechać na zwiady, przedstawić się nowéj zwierzchności, wynaléźć niedaleko od szkoły mieszkanie tanie, nająć je i obmyśléć piérwsze na wysiadaném potrzeby.
Nie był on człowiekiem do tego stworzonym, a oddawna zwykł powszednie sprawy zdawać na żonę. Jéj jednak saméj wysłać nie mógł, choć się biédne kobiécisko napiérało.
Na warszawskim bruku, gdzie tyle rozbitków