Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko, kupować potém drożéj, rozstać się z domkiem do którego przyrośli, z ludźmi dobrym, i życzliwymi, wpaść w wir nieznanych i może nieprzyjaznych, a conajmniéj zimnych, obcych i obojętnych...
Z bijącém sercem żona na niego czekała w ganku, zdala już śledząc wyraz twarzy, który on starał się uczynić jasnym i spokojnym.
Podbiegła ku niemu kroków kilka. Znała go nadto dobrze, aby nie wyczytać źle ukrytéj troski.
— Zmiłuj się, Jasiu — odezwała się czule. — Co się to stało?
Profesor ruszył ramionami; nie chciał przeciągać męczarni i nic w bawełnę owijać, ale osłodził pigułkę.
— Awans — odpowiedział rezolutnie. — Nieproszeni, chcą nas przenieść do Warszawy.
Profesorowa, któréj wszystkie następstwa natychmiast w oczach stanęły, rozpłakała się.
Bojarski spokojny usiadł w ganku.
— Rektor powiada, że starać się będzie rozporządzenie to odwołać, ale ja o tém wątpię. Naznaczono mi nawet następcę Paczurkę, który tu ma krewnych. Rzecz więc dla niego ukartowaną została; ma plecy. Nazywa się to awansem — być nawet może dla nas z pewną korzyścią, ale narazie ciężkie przejście!...