Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/485

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

te papiery, postaraj się poznać sprawę, a jeżeli naówczas przekonasz się, że jesteśmy pokrzywdzonymi...
Podniosła oczy ku niemu.
— Ja nie mam najmniejszego wpływu na prezesa — odezwał się Bernard. — Gdybym nawet przemówił w interesie pani, jéjby to pewnie nie pomogło — a mnie....
Nagle kobiéta się poruszyła, jakgdyby coś w niéj zagrało. Wstała.
— A! tak — rzekła z goryczą — zapomniałam, że każdy naprzód musi myśléć o sobie. To naturalne. Wprawdzie pana mi odmalowano inaczéj, ale... ludźmi jesteśmy.
Gdy to mówiła, a Bernard już miał rękę wyciągniętą jakby dla ujęcia papierów, które mu podawała — cofnęła je nagle, schowała pod narzutkę i gorączkowo cofnęła się parę kroków.
Bojarski był dotknięty żywo i zawstydzony.
— Przepraszam, pani mnie nie zrozumiałaś — rzekł surowo. — Wcale mi nie idzie o siebie. Jestem, a przynajmniéj staram się być człowiekiem sumienia i obowiązku, wątpię tylko bardzo, abym mógł być pani użytecznym; przechodzi to moje siły. Jednakże teraz już nie odstąpię od bliższego poznania jéj sprawy. Proszę o te papiery.
Po głosie poznała pani Oporowska oburzenie