Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Uśmiéch Tomcia wieczorem orzeźwiał go na chwilę, lecz i chłopak ten smutne myśli przywodził.
Możnaż było przewidziéć, jakie będzie jego powołanie i czy na za niém pójść zdoła? Z dziecka nic jeszcze wyczytać, oprócz ciekawości i żywości, nie było można.
Wprawdzie sekretarzowa znajdowała go cudownie pojętnym, ale ona się tak przywiązała do niego, że jéj sercu macierzyńskiemu wierzyć nie było można.
Bernard postrzegał, że jeżdżenie na kiju reprezentującym konia i ubiéranie się po wojskowemu, zapowiadało rycerskie usposobienie.
Miałżeby Tomcio zostać sławnym wodzem?
Myśl ta najmniéj się opiekunowi uśmiechała.




Rok już upływał, a Bojarski zwolna przywykał do położenia, które odejmowało przynajmniéj nieustanną troskę o kawałek chleba. Prezes był coraz bardziéj rad z nabytku i pokilkakroć za Bernarda hrabiostwu dziękował.
— Nie chciałbym go popsuć pochwałami — mówił hr. Zygmuntowi — ale to jest istotnie nieoszacowany człowiek. Prawość niezrównana, charakter na który rachować można, łagodność wielka, najmniejszéj dumy i — inteligencya znakomita.
Bojarski, nie będąc tak dalece zakochany