Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/478

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pewnie dla podwieczorku, niż rozmowy. Żardyński ociężał nieco i wieczorami wychodzić mu się nie chciało, a w dzień Bernard był zajęty. Muliniec przychodził raz na kilka tygodni; pannę Henrykę spotykał tylko na ulicy czasami.
Za ludźmi i za światem, którego oni byli przedstawicielami, Bernard niewymownie tęsknił. Nie miał się czém odżywić, a czuł to teraz najdotkliwiéj, że wymiana myśli z równymi sobie jest człowiekowi równie niezbędną, jak czytanie.
Piotruś Grochowski często się w tym przedmiocie odzywał:
— Bo to, mówcie sobie co chcecie, książki są jak siano, pożywne, ale dlatego bydełku świeżéj trawy, a nam żywéj rozmowy potrzeba.
Piotruś téż téj trawy spożywał daleko więcéj niż siana, i gdy nie pisał na rogu stołu pośpiesznie, aby grosz zarobić, gawędził niezmordowanie.
Oskarżali go niektórzy, iż w rozmowach kradł cudze myśli i obracał je na swój pożytek, z czego się śmiał sam, nie zaprzeczając, lecz powtarzając Molierowskie: Je prends mon bien, partout où je le trouve.
Bijąc się z tém, jakieby teraz zatrudnienie literackie najstosowniejszém było, przy zajęciach ciągle go od pracy odrywających, Bojarski przekonał się, że poszukiwanie materyału rozsypane-