Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się. Potém przyszedł sen czarny, z błyskami zamiast marzeń, i świat, życie, poczucie siebie znikały.
Gdyby nie pani sekretarzowa i nie stróż Fafuła, który piérwszego lepszego przyprowadził doktora, a potém gdyby nie rozchodząca się po mieście pogłoska o niebezpiecznéj chorobie Bernarda — niktby mu z pomocą nie przyszedł.
Dnia tego, gdy grzebano poetę za grosz przez niego uzbiérany, Bernard leżał w strasznéj gorączce, nie poznając nikogo, sam, opuszczony, zapomniany, i dopiéro nad wieczór znalazł się lekarz, wróciła sekretarzowa, zaczęto myśléć o chorym.
Po wszystkich szukając szufladkach i zamknięciach, w których piéniędzy choć trochę spodziéwała się znaléźć, stara jéjmość nie wydobyła z nich nad kilka miedziaków. Srébrny zégarek potrzeba było zastawić, aby piérwszym zadosyć uczynić potrzebom.
Zgłosić się nie wiedziano do kogo; położenie było rozpaczliwe. Jedna restauratorka brała je do serca, ale ona do wielkich ofiar środków nie miała. Mowa już była o szpitalu, gdy wypadkiem dowiedział się hrabia Zygmunt o chorobie i opuszczeniu Bernarda.
Żardyński, który wiedział o stosunkach Bojarskiego z tym domem, sam poszedł do hrabiny. Znajdowała się tam przypadkiem i matka Gwal-