Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bem dorwawszy się w szpitalu spirytusu, nim się dobił.
Poecie, którego imię znane było wszystkim, którego pieśni cowieczora brzmiały przy fortepianach, możnaż było nie sprawić pogrzebu, któryby choć litość i współczucie poświadczał?
Bojarski pobiegł zbiérać składkę na pogrzéb, na trumnę, na zakupno grobu... Byłby sam zastąpił miłosierdzie publiczne, wstręt czując do takiéj żebraniny, ale grosza już nie miał przy duszy, a sprzedać nie było co.
Książki kupują się drogo, ale biada tym, co je sprzedawać muszą! Dla handlarzy stają się one makulaturą; a zresztą Bernard miał tylko takie, bez których obejść się nie mógł.
Gdy po całym dniu biegania za tym groszem, którego tak dostać trudno, tam gdzie go najpilniéj potrzeba, powrócił Bernard do swego poddasza, miał jeszcze siły tyle, aby posłać po sekretarzową, oddać jéj zebraną składkę, wytłumaczyć o co chodziło, obmyśléć co z Tomciem ma zrobić, dopóki pogrzebu nie dopilnuje — i padł na łóżko, czując że jakaś niemoc i zbłąkane myśli zapowiadały mu chorobę.
Od téj chwili postradawszy przytomność, Bernard wcale już nie wiedział, co się z nim działo. Śnił że biega żebrząc, że chwyta ludzi co go odpychali, że się oburza i płacze, że pada i podnosi