Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ostatek i płaczącego Tomka przeprowadzić do nowéj opiekunki jego.
Tu dopiéro i on i poczciwa jéjmość, co się ofiarowała tymczasowo przyjąć dziécię, mogli lepiéj się mu przypatrzéć.
Chłopczyk był piękny jak aniołek, ale wychudły, znędzniały, opuszczony czasu choroby matki, rozpieszczony przez nią niedorzecznie, zaniedbany — tak że począwszy od kąpieli, nakarmienia, posłania, odzieży, wszystkiego potrzebował. Po zmarłéj lepsze łachmany pozostałe schwyciła sługa, któréj szukać próżno było. Z téj spuścizny nędzy nie doszło nic rąk Bernarda, oprócz trochy papieru i rzeczy niemających żadnéj wartości. Dziécię brał tak jak nagie.
Ale że w wielkiém mieście wszystkiego dostać można, gdy kto szukać umié, a jéjmość, gorąco się zająwszy siérotą, równie jak jéj sługi obie, chciała okazać, że radzić potrafi, do drugiego dnia Tomcio miał koszulę, przyodziewek, obówie i na podłodze, w pokoju gospodyni, bawił się już najrozmaitszemi sprzęcikami, których mu dziéwczęta dostarczyły.
Wśród tego roztargnienia, przychodziła mu na myśl matka i wyrywał się z płaczem do niéj. Karmiono go, pojono, usypiano, kołysano i choć krzyczał, zwolna ułagodzono piérwszy żal, który z każdą godziną tracił siłę. Gospodyni siérotki prawie