starannością, a nawet z pewną pretensyą do elegancyi.
Tragczyński uchodził za światłego ze wszech miar człowieka i był nim wistocie. W polityc tylko marzycielstwo i przewagę fantazyi zarzucić mu było można.
Dodawszy państwa Boberkowskich, którzy téż studentów mieli kilku i z trudnością sobie z nimi rady dawali, bo szczęście im nie służyło, będziemy mieli cały kompleks akademickiego dziedzińca. Pokorny, skromny, zbiédzony Boberkowski był zbyt miękkim człowiekiem, dobrodusznym i łatwowiernym, aby z młodzieżą mógł sobie dać rady.
Chciał prowadzić studentów dobrocią i przemawianiem do nierozbudzonego sumienia, lecz oszukiwano go niemiłosiernie. Chora ciągle, obwiązana, skarżąca się jéjmość niewielką była mu pomocą. Młodzieży źle nie było u Boberkowskich, ale im z nią niedobrze.
Tu często pani Bojarska w pomoc ze swą wesołością, jasnym wzrokiem i dobrą radą przychodzić musiała. Sam profesor był gaduła, potrzebujący się wywnętrzać, chociaż go za dobre i miękkie serce lubiono. W klasie mało miał poszanowania, ale spółczucie powszechne. Ci nawet, co nadużywali jego nieopatrzności, przywiązywali się do niego.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/42
Wygląd
Ta strona została skorygowana.