Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i przysłowia, gusła i zabobony, nie było dosyć; należało uczyć, podnosić, kształcić.
Jednego dnia przy stole, gdy się ciągle wznawiana w tym przedmiocie rozmowa wszczęła nanowo, Bojarski już był tak rozogniony, iż mu się wyrwało, że za najszczęśliwszegoby się uważał, gdyby mógł czynnie dla oświaty ludu działać i poświecić się.
— Gotówbym wdziać siermięgę i zostać bakałarzem — zawołał.
— Ale zmiłuj się pan — przerwała hrabina — na to panaby było szkoda; masz większe zadanie i zdolności wyższe. Tu dosyć bardzo pospolitych a poczciwych bakałarzy.
— Nie, pani hrabino dobrodziéjko — odparł z zapałem Bernard — tu potrzeba apostołów, mężów poświęcenia i ducha wielkiego, którzyby swe wielkie powołanie zrozumieli. Biédny taki, ubogi bakałarzyna, któremu życie jest ciężkiém, który walczy z niedostatkiem, naucza z musu, czuje się nieszczęśliwym — szczepi razem z nauką nienawiść do ludzi, zazdrość względem możnych, pożądanie cudzego mienia. Wpaja już w dzieci, zamiast uczuć braterstwa i poszanowania, niechęć i usposobienia nieprzyjazne.
Hrabia ujął go za rękę.
— Masz wielką słuszność — rzekł — ale gdzież znaléźć takich ludzi, coby się zadaniu cichemu,