Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! — żartobliwie dodał Cezar — panna cię zdradziła.
— Nie, bom się do niéj nie zbliżał prawie — mówił daléj Bernard — ale zdradziła ideał niewieści, który ja w niéj widziałem. Stała się nagle z ideału najpospolitszą, niestety, litość tylko obudzającą istotą.
Z ciekawością, znajdując go dnia tego tak otwartym, Muliniec się przysłuchiwał opowiadaniu i badał człowieka. Wydał mu się więcéj niż ekscentrycznym, posądził go niemal o jakieś małe umysłowe zboczenie.
Rozstali się tak po dosyć długiéj przechadzce, a pan Cezar wyniósł z niéj to przekonanie, iż z Bojarskiego nigdy porządnego człowieka nie będzie. Marzyciel i dziwak!
Rozeszło się to wkrótce po ludziach; a że niejeden już wprzód się wyśmiewał z Bernarda, potwierdziło opinią o nim dwuznaczną. Zauważono potém jakąś podwojoną czynność, krzątanie się niespokojne, podbudzenie nerwowe w Bernardzie.
Piotruś Grochowski, uśmiechając się, szeptał:
— Pisze nowy poemat.
Wistocie jednak Bojarski nie pisał jeszcze nic, ale znaczył i plany tworzył olbrzymie. Zarazem z gorliwością niezmierną poświęcał się swoim lekcyom, a doprowadzał do skutku spętanie Klary, która płakała, narzekała, ale poddała się konie-